wtorek, 11 grudnia 2012

płomień.



          
W Cariotkowie mrozy odpuściły. Na termometrze -4 stopnie. Troszkę śnieżku popadało, ale nie za dużo. Woda nie zamarza na padoku w przeciągu jednej godziny, więc źle nie jest. Cisza, spokój i zimowy sen. Mimo iż po raz pierwszy od dawien dawna nie mam zimowego dołu, to i tak z niecierpliwością oczekuje lata. Sianokosy, żniwa, jabłka (mnóstwo jabłek), cały zwierzyniec na polu i dzień od piątej rano do dziesiątej wieczór. Teraz to już o osiemnastej cała wieś zapada w sen. Można spać spokojnie, zapasy siana i słomy leżakują w stodole czekając na spożycie. Biorąc baliki siana z pierwszego pokosu przypominają mi się ciepłe, słoneczne dni...i ja w krótkich spodenkach, układająca owe baliki na przyczepie. Później moje nogi wyglądały jakbym spała w pokrzywach. W to lato będzie jeszcze lepiej, więcej łąk aż o dwa hektary, które są położone w sąsiedztwie mojego domu. Będzie jeszcze lepiej bo kolejne lato będzie na ,,własnym''. W bliższym czasie czeka Nas wizyta pani weterynarz, będzie Młodemu robiła zęby. Dobrze że jeden ma robione w czerwcu a drugi w grudniu, miej boli to finansowo. Wbrew pozorom jest różowo pracując, ucząc się i mając to swoje zacisze. A wszystko zaczęło się od Płomienia.
Płomień najstarszy mieszkaniec stajni trafił w moje łapki w marcu 2009 roku. Poznałam go trzy lata wcześniej w szkółce konnej. W szkółce co prawda na pracował ponieważ się nie nadawał, ale wyróżniał się w stajni. Stojąc uwiązany bujał się prawo lewo. W okresie letnim odznaczał się też piękną linią żeberek. I uroczo się szczurzył. Ale jak wymyśliłam sobie że chcę mieć konia to pomyślałam o Nim. Decyzja dość szybko podjęta bo w trzy dni. Tak to u mnie w życiu bywa. Wpadam na pomysł, a jego wykonanie jest bardzo szybkie. Nie było to przemyślane, ale to dobrze. Mądry człowiek by go nie kupił i nie kupił by mi konia. Tak to 12 letni arab nauczony ścigania się z autami trafił w ręce 16 letniej dziewczynki. Dziewczynka nie wiedziała nic o koniach. Jeździła co prawda już osiem lat, ale klepiąc tyłek i nadal tak jeździ. Wracając do sprawy to każdy wątpił w tą dwójkę. Jeden wredny, złośliwy, wiecznie ponoszący a dodatkowo później chory. A druga połówka niedojrzała i wiecznie płacząca. Ale tą parę dopełniły wspaniałe osoby. Jedna pomogła z kopytami i z płaczliwością dziewczynki, inna w postaci stajni z dopasieniem konia a inne z jazdą. I tak się ulepiłam. Wiedzę chłonęłam jak gąbka. Patrząc się na to z perspektywy ewoluowałam bardzo szybko. Po roku znajomości z Siwym zaczęliśmy się tolerować. On zaczął normalnie wyglądać, później pracować pod siodłem i ta praca bardzo mi pomogła. W kolejnej nowej stajni ja i on rozwinęliśmy się jeździecko. Znowu zawdzięczamy to mądrym ludziom. Chyba dopiero dzięki pracy na ujeżdżalni tak naprawdę dogadałam się z koniem. Tak się mówi o tej naturalnej pracy z ziemi, ale u Nas nie było to kluczem do sukcesu, mimo iż mi samej pomogło w poradzeniu sobie ze samą sobą. I tak trudne i szczęśliwe chwilę dały do zrozumienia Płomieniowi że go nie zostawię w spokoju. Teraz ten mały złośnik jest całkiem do zniesienia. Najspokojniejszy towarzysz wędrówek, dobrze zrobiony rekreacyjny arabokonik i najlepszy przyjaciel.
Zdjęcia w Tym poście zawdzięczamy najwspanialszej Marcie Balickiej, posiadaczki brata Płomienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz