wtorek, 31 marca 2015

słodko.

  Widok na ulicę ,,zakupową'' w Guildford. Wszystko idzie we właściwym kierunku. Zostałam wolontariuszem. Zaczęłam jeździć konno w weekendy. Aplikowałam na kilka kursów. W maju idę na pierwszy kurs ,,koński''. Cieszę się że udało mi się to pociągnąć w kierunku związanym z końmi. W Anglii wydaję mi się że jest o wiele więcej możliwości dla takich osób jak ja. Czyli dla leniuchów lubiących sprzątać końskie kupy i śmierdzieć stajnią.
  Po zmianie czasu już zupełnie zrobiło się wiosennie. Ciepłe i przede wszystkim długie dni dają motywację do działania. Czym później tym trudniej coś sensownego zrobić ze swoim życiem. Póki jestem piękna, młoda i genialna trzeba działać i brać od życia jak najwięcej. Szkoda tylko że nie mam autobusu do stajni przez weekendy i muszę podróżować pociągiem, który jest drogi i budzi we mnie strach. Uwielbiam tutejsze autobusy i wolałabym nimi podróżować. Moja miłość do nich wiążę się z Tym że są 4 razy tańsze. Za kilka dni święta, cieszę się że zaplanowałam świąteczny długi weekend, Jakbym miała siedzieć w domu i myśleć o świątecznej atmosferze to mogłabym się zdołować. Dzieci będą biegać za czekoladowymi jajkami a w poniedziałek będzie oblężenie sklepów. A ja proszę tylko o ładną pogodę bo te święta spędzę aktywnie, ze znajomymi i niestety bez rodziny.
Bardzo chciałam iść z koszyczkiem do święcenia. Nie ma w Anglii takiego zwyczaju, ale znalazłam kościół, który ,,oferuje'' taką ,,usługę''. Z moich chęci i starań nic nie wyniknie, ponieważ w sobotę od siódmej rano jestem w stajni i bardzo mnie to cieszy. Do świątecznego postu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz